środa, 13 lipca 2016

*tom 2* Rozdział 5 - suprajs, bicz

*Kejt*
Zdegustowana zachowaniem personelu szpitala, niechętnie wsiadłam do czarnego Nissana. Zaraz, przecież ja przyjechałam Peżo. Szybko wysiadłam z Nissana i pobiegłam szukać Peżo mojego starego. Pozostało tylko jedno pytanie: jak ja weszłam do nieswojego samochodu? W sumie to czarny Nissan jest bardziej słeg. Porzuciłam poszukiwania Peżo i wróciłam do poprzedniego auta. Ruszyłam w stronę knajpy i po 10-godzinnym staniu w korkach na trasie A4 dotarłam na miejsce. Ah, no tak, nie wspomniałam, że po drodze wstąpiłam do galerii i kupiłam sobie takie najs korki jak Lawendowski normalnie, a potem stałam w nich przez 10 godzin na chodniku przy trasie A4, bo nie chciało mi się iść do pracy. Koza na pewno dobrze się sprawuje - pomyślałam przekraczając próg knajpy. Zobaczyłam ją stojącą za ladą i szybko wyjęłam z torebki telefon mojej starej, którym zrobiłam zdjęcie, żeby wrzucić na snapika. W knajpie było wyjątkowo dużo klientów. Przy jednym ze stolików siedziały nawet mohery, które poprzedniego dnia pożyczyły mi kozę. To na pewno jej zasługa. Byłam dumna z wyboru tego zastępstwa. Nagle przypomniałam sobie, że dziś jest dzień wypłaty. Szczęśliwa chciałam odebrać swoje wynagrodzenie, ale koza strasznie się rozpanoszyła i rościła sobie prawa do wypłaty. Szefowa uznała, że skoro nie było mnie dwa dni w pracy, pieniądze dostanie koza. Całe 2600 należało do niej. Byłam bardzo wściekła, bo za tyle mogłabym kupić już prawie dwa ajfony. Na domiar złego koza zaczęła zjadać banknoty. No ja przepraszam bardzo, ale tak być nie będzie! Chwyciłam za miotłę.
- Ty pedalska kozo! Zabiję cię!!1!!1!!! 1!!111!!!11!! - krzyczałam uderzając miotłą na oślep.
Po tym incydencie zostałam definitywnie zwolniona z pracy. Pojechałam prosto do domu Niala.

*Luj-is*
Po powrocie ze szpitala postanowiliśmy pójść do Niala. Znaczy tylko ja i Lijam, bo Hary od razu wrócił do siebie, żeby naprawić fryzurę, a Zejn musiał iść do meczetu na piątkową modlitwę.
- Mam pomysła! - zawołał Lijam.
- Jakiego? - spytałem.
- Hahahssasihihi, poczkoj bo nie mogę przestać się śmiać huehihiahahadsa - zaczął się śmiać jak opętany, więc walnąłem go w ryj. - Okok teraz ci powiem - mówił, kiedy skończył się śmiać. - obrzucimy samochód Niala srajtaśmą i jajkami.
- Hahadsaha ok - zgodziłem się i poszliśmy do biedronki.
Już sobie wyobrażałem jak Nial przyjeżdża ze szpitala i widzi swoje czinkłaczento ozdobione jakimś gównem. W sklepie nakupiliśmy tyle rolek papieru toaletowego ile się dało, a do tego jeszcze jajka i jakieś przypadkowe rzeczy, które były na promocji. Po skończonych zakupach udaliśmy się z powrotem do Niala, ale to co tam zobaczyliśmy, przekroczyło ludzkie pojęcie.
- Kejt?!! - krzyknął zdziwiony Lijam widząc ją siedzącą na parapecie ze słownikiem w jednej ręce i telefonem w drugiej.
- Próbuję zgadnąć hasło do wifi i wpisuję każde istniejące słowo po kolei, a nawet każdą kombinację kilku słów jaka istnieje! - oznajmiła. - Nawet "okoń" próbowałam.
- Jesteś debilem, hasło to 1234 - powiedziałem.
- A no fakt, dziena sis, bo muszę spamować do Niala tliterze.
Zostawiając Kejt poszliśmy do garażu Niala. Zaczęliśmy bezczelnie obwijać srajtaśmą jego samochód. Nagle wpadłem na jeszcze lepszego pomysła:
- Zamknijmy w środku Kejt, żeby było straszniej!
- Looool ok Nial będzie miał taki suprajs bicz jak to otworzy - potwierdził Lijam.
Kejt zgodziła się na nasz plan i weszła do samochodu, a my kontynuowaliśmy obrzucanie go jakimś dziadostwem z promocji w biedrze. Kiedy skończyliśmy nasze dzieło, zaczęliśmy się śmiać jak idioci i tak czekaliśmy na powrót Niala.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując pomagasz Kejt uzbierać wyścieb na koncert Łan Dajrekszon.

1 kom = 1 frank murzyński